Kiedy pierwszy raz zobaczyłam galas szypszyńca różanego, nie mogłam wyjść z podziwu. Kształtna, włochata kulka w kolorze jasnej miedzi, kołysząca się w takt podmuchów wiatru na wiotkiej gałązce dzikiej róży. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, czym są galasy, więc przynosząc ze sobą ze spaceru ową gałązkę z zamysłem, że wykorzystam ją do zrobienia jesiennej dekoracji, nie przypuszczałam, że ta włochata kulka… żyje! A raczej w jej środku toczy się życie ;)
Szypszyniec różany (Rhodites rosarium syn. Diplolepis rosae) to malutki owad, który swą nazwę wziął właśnie od szypszyny, czyli dzikiej róży (bo tak w wielu zakątkach Polski nazywany jest ten krzew). Ta błonkówka z rodziny galasówkowatych ma zaledwie, jak podają źródła, 3 – 4 mm, więc zapewne dlatego nigdy w naturze nie udało mi się jej spotkać. Trudna do wytropienia w postaci fruwającej, więc znam ją jedynie z fotografii w Internecie. Natomiast nigdy nie miałam sumienia, by rozerwać galasy i obejrzeć ją w postaci larwalnej.
Jak to się dzieje, że ten maleńki owad staje się twórcą, a raczej współtwórcą, takiego cudu? Otóż samica szypszyńca składa jaja na gałęzi dzikiej róży, najczęściej w górnych jej odcinkach (nigdy nie widziałam na samym szczycie). Wyklute z jaj czerwie wydzielają roślinne hormony, które z kolei powodują rozrost uszkodzonych tkanek rośliny – w ten sposób buduje się galas. Późnym latem i wczesną jesienią włochate kulki są kolejno zielone, zielono-pomarańczowe, by w okresie późnojesiennym wybarwić się na kolor rdzawej czerwieni. Z biegiem czasu galasy przysychają, twardnieją, robią się brązowe, by w kolejnym roku wiosną obumrzeć wraz z różaną gałązką, na której się zawiązały.
A co się dzieje wewnątrz galasa? Życie kwitnie! Okazuje się bowiem, że taki galas, twardy z zewnątrz, jest idealnym „inkubatorem” dla larw szypszyńca, a czasami i innych owadów, które potrafią się do niego wtrynić „na trzeciego” i bezpiecznie przetrwać zimę. To idealna „meta”, chroniąca przed wrogami, wiatrem, śniegiem, mrozem, ponadto bogata w pożywienie, ponieważ owady mogą do woli czerpać substancje odżywcze i wodę z rośliny zaatakowanej. Co więcej, okazuje się, że galas w miarę „konsumpcji” cały czas odbudowuje się od wewnątrz! Idealne miejsce, by przekimać do wiosny ;)
Wiosną przepoczwarzone larwy opuszczają galas, gdy roślina budzi się do życia i wypuszcza pierwsze pąki. Niestety, jak już wspomniałam wyżej, gałązka z galasem obumiera (w każdym razie ja nie widziałam nigdy „żywej” gałęzi z ubiegłorocznym galasem). Tak więc dla różanego krzewu to bez wątpienia szkodnik, aczkolwiek dwa czy trzy galasy na całym krzewie nie wyrządzą krzywdy; duża ich ilość może jednak doprowadzić do obumierania rośliny – żywiciela.
Galasy szypszyńca różanego to nie tylko „samo zło”, jak by się wydawało. Zawierają one bowiem m.in. garbniki i kwas galusowy (Acidum gallicum). Wykorzystywane były od wieków do garbowania skór, do wyrobu atramentu, jako barwniki, a także jako surowiec konserwujący w kosmetyce, w ziołolecznictwie.
W tym roku październik jest pogodowo łaskawy, więc podczas jesiennych słonecznych wycieczek wypatruj włochatych kulek na krzakach dzikiej róży. Właśnie teraz mienią się najpiękniejszymi barwami. Za dwa lub trzy tygodnie będą powoli usychać, jednak świadomość, że w ich wnętrzu toczy się życie, napawa człowieka optymizmem :D
***
Wyedytowałam ten wpis i teraz zastanawiam się, do której kategorii go podczepić – fauna czy flora? Dobrze, że WordPress daje mi możliwość umieszczenia w dwóch :D
Zobaczyłam to “cudo” w trakcie dzisiejszej wyciecki rowerowej na szlaku dookoła tatr. Zachwyciłam się, zrobiłam zdjęcie i zaczęłam szukać informacji w internecie. Trafiłam na Twoją stronę. Ujął mnie Twoja wiedza a szczególnie barwny opis. Czytałam z przyjemnością. Dzięki.
Miło mi :) Prawda, że szypszyniec zachwyca? Każdej jesieni szukam tych cudnych, włochatych kulek i obfotografowuję je. Szczególnie późnym popołudniem, w tzw. złotej godzinie, prezentują się niezwykle malowniczo.
Właśnie w moim ogrodzie pojawiła się taką wlochata kula… zostawiam i będę obserwować :) super artykuł! ♡
Super! Obserwuj :) To niesamowite, mieć świadomość aż do wiosny, że w tej niepozornej, włochatej kulce toczy się życie :)
W mojej okolicy w tym roku nieco mniej szypszyńca na krzewach róży.
Pozdrawiam <3
Ja takie dziwo wypatrzyłem niedawno u siebie w ogrodzie – gdy przystąpiłem do kopczykowania róż. Galas usadowił się na róży ogrodowej, pnącej, absolutnie NIE dzikiej! Rozumiem, że muszę jak najszybciej to coś zlikwidować jeśli nie chcę stracić sporej gałęzi róży?! Czy nie jest już za późno?
Pozdrawiam.
Przyznam szczerze, że nie jestem biegła w temacie róż ogrodowych. Biorąc pod uwagę, że szypszyńca można uznać za szkodnika, pewnie ze swojej róży bym go usunęła ;) Czy nie jest za późno? Myślę, że w tym wypadku każda pora jest dobra, tym bardziej, że póki wiosną owad nie opuści galasa, czerpie z rośliny, osłabiając ją.
Trzeba usunąć tą łodygę z naroślą i spalić. W innym razie róża umrze.
Czyli upewniłaś mnie w tym, że jednak trzeba usunąć łodygę :) Dzięki :)
Dziwne że jesienią, właśnie przed pracą jestem z psem na spacerze.
8 lipca i spotkałam galasa o pięknych kolorach
Dziękuję za opis
W mojej okolicy w tym roku również pojawiły się już pod koniec lipca! Ogólnie – fauna i flora “wystartowała” w tym roku dużo wcześniej. Dojrzałe jagody dzikiego bzu zbierałam już w połowie sierpnia; szpaki, które “rezydują” w szczelinie mojego dachu dały radę wyprowadzić w tym roku… 3 lęgi!!! No i rykowisko rozpoczęło się jakieś 3 tygodnie wcześniej.