Dwie połówki jabłka

Za kilka dni Walentynki, więc tu i ówdzie słyszę i czytam o „połówkach”. Moja połówka, Twoja połówka, własna połówka, jak spędzisz Walentynki ze swoją połówką… A co ja na to?

Wiesz, co się dzieje, gdy pełną i doskonałą całość przetniesz na pół? Gnije lub schnie. Vide zdjęcie. Nigdy nie myśl o sobie, że jesteś czyjąś połówką. Nie myśl też tak o osobie, z którą tworzysz związek. Żadne z Was nie jest jakimś marnym ułamkiem, lecz w pełni ukształtowaną, idealną całością. Nawet z matematycznego punktu widzenia, czy nie lepiej myśleć o Waszym związku, jak o równaniu 1+1=2, niż ½+ ½=1? To jest prosta matematyka! Nigdy nie umniejszaj ani sobie, ani swojemu partnerowi lub partnerce.

Co na to Twój mózg?

Twój mózg kupi każde przekonanie, jakie zakotwiczysz w swojej podświadomości. Jeśli zatem wciskasz mu: „jestem połówką X, a X jest połówką moją”, to Twoja podświadomość przyjmuje to za pewnik. I nawet, jeśli Ty od czasu do czasu próbujesz tłumaczyć żartobliwie, że przecież tylko tak się mówi, że to takie przyjęte od pokoleń powiedzenie, to podświadomość wie swoje: „Ania jest połówką Jacka, a Jacek jest połówką Ani. Żadne z nich nie jest odrębną całością i nie może istnieć bez drugiego”.

Bywa, że z takich przekonań rodzą się tragedie. Któraś… „połówka”… może okazać się przemocowcem. Inna stwierdzi z czasem, że to nie jej jabłko lub pomarańcza. Rozstanie. W innym związku jeden z partnerów odchodzi z tego świata – jeśli osoba w żałobie ma głęboko zakotwiczone przekonanie, że jako odrębna całość nie potrafi samodzielnie egzystować, robi się nieciekawie.

Gorzej w związkach, w których to 1/2+1/2=1 jest mocno zakorzenione, konserwatywne, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Beze mnie nie możesz! Bez Ciebie nie dam rady (lub beze mnie nie dasz rady). Tylko razem – nigdy osobno! Na ogół osoby te nie zdają sobie sprawy z faktu, że zabierają partnerce lub partnerowi autonomię. Bez dawania przestrzeni do bycia w pełni autonomiczną jednostką, taki związek umiera lub trwa w niekończącej się agonii.

Częstym jest tłumaczenie: „Bo my tak się kochamy, że bez siebie żyć nie możemy. Tylko razem jesteśmy szczęśliwi, tylko razem czujemy jedność. Zawsze razem, wszędzie razem. Rozumiemy się bez słów, jesteśmy jednością, uzupełniamy się”. Kurczę, w związkach ludzie powinni się dopełniać, a nie uzupełniać! Tak myślę.

Skąd to się wzięło?

Czasami rozkminiam, skąd wziął się nacisk na konieczność posiadania, hm… „drugiej połówki”, jako wyznacznik szczęścia i spełnienia. Myślę, że nam, kobietom, wpajano od wieków, że tylko przy mężczyźnie jesteśmy „kompletne” i coś warte. Jeśli kobieta była sama, otoczenie postrzegało ją jako tę „1/2” bez pary, czyli jakąś… wybrakowaną. Stara panna. Chociaż o facetach też się mawiało „stary kawaler”. Żadna go nie chce; na pewno coś z nim nie tak.

Z biegiem czasu coś się zmienia. Inaczej społeczeństwo podchodzi do singli i singielek, a wiele związków zaczyna rozumieć wartość równania 1+1=2. Siła, samorozwój, wsparcie, wolność i zaufanie, prawo do własnego zdania, do własnych wartości, do własnych decyzji. Przestrzeń do bycia sobą.

Przypuszczam, że kiedyś jeszcze rozwinę temat, bo życie dostarcza mi ciągle nowych spostrzeżeń. Dzisiaj życzę Ci szczęśliwego życia w poczuciu bycia pełną i doskonałą całością. Jedyną taką na świecie. Nie czyjąś ½ – całością! Bez względu na to, czy jesteś w związku, czy suniesz przez życie samodzielnie (zauważ, że nie piszę „samotnie”!). Jeśli tworzysz związek, to niech Wam się wiedzie jako SILNEJ DWÓJCE – świat jest Wasz!

Shayneen